Jesienią skończyła się pięcioletnia gwarancja naszego kotła. Serwisant nie pojawił się jak co roku, bo wspomniał, że skoro nie ma obowiązku, to może pojawiać się co dwa lata. No i nie wiem, czy w wyniku braku czyszczenia, czy jednak jakichś spraw technicznych, zaczęły się kłopoty z kotłem, który do tej pory nie sprawiał najmniejszych problemów.
Na kotle pojawiają się błędy:
- 20 (blokada, niepożądany płomień), a po nim
-38 (utrata sygnału płomienia)
Na sterowniku pojawia się po paru takich akcjach błąd 01, czyli blokada z powodu zapłonu.
Zaczęło się jakiś tydzień temu, akurat jak mieliśmy gości. Po każdej akcji pomagał restart, ale nie na długo. Ale, że w domu i tak było ciepło, to nie bardzo przejmowaliśmy się tematem, tym bardziej, że serwisant akurat był na nartach. Po dwóch dniach problem zniknął, na kolejne 4 dni, kiedy wszystko działało prawidłowo, a restarty nie były potrzebne. Niestety tym razem my wyjechaliśmy i po dwóch dniach nieobecności w domu przywitała nas niemiła temperatura 20,4 stopnia w salonie i około 18,5 w sypialniach. Wiem, że wielu ludzi właśnie takie temperatury utrzymuje na co dzień, ale my jesteśmy zdecydowanie ciepłolubni. Znów zaczęła się seria restartów, a koza trochę rozgrzała salon. Rano to samo, czyli około 19 stopni w sypialniach i niewiele ponad 20 w salonie. Oprócz błędu 01 pojawiła się również ikonka kominiarza i błąd 07, czyli "Realizacja funkcji kominiarskiej", cokolwiek to znaczy.
Odpaliłem kozę, ale przede wszystkim zaczęliśmy normalnie funkcjonować, uzupełniając nie tylko ciepło, ale i niską wilgotność, która pod naszą nieobecność spadła do 25%. Wilgotność zwiększa w tej chwili również nawilżacz ultradźwiękowy, który kupiliśmy parę miesięcy temu.
Kociołek działa na tyle, że daje radę z ciepłą wodą, ale żeby ogrzewał dom, to musielibyśmy zerkać co jakiś czas na sterownik. W salonie przydaje się koza, w łazience elektrycznie dopalana drabinka, tylko w tych sypialniach 19 stopni...
W przyszłym tygodniu wzywamy serwisanta, zobaczymy co, za ile i czy warto.